Kto zgarnia pieniądze w ZAIKS-ie, czyli jak nie zarabiają twórcy

20/10/2015

Akcję nawołującą do niepłacenia za słuchanie muzyki w tabletach i smartfonach ZAiKS nazywa strzyżeniem twórców. Ale artystów z pieniędzy goli prezes związku, który jest tam najdroższym w utrzymaniu wolontariuszem.

Prezes ZAiKS-u Janusz Fogler zapisał już niechlubną kartę w biznesie. Uważa się, że zadłużył i doprowadził do likwidacji prężne Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe. Stracił też prezesurę w ARS Polona, gdy wyszło na jaw, że z publicznych pieniędzy utrzymywał działalność WAiF oraz prywatną Wyższą Szkołę Sztuk Wizualnych i Nowych Mediów. Pasmo niepowodzeń biznesowych szło w parze z nieudaną karierą polityczną. Pod rządami AWS przygotowywał polski program na Międzynarodowe Targi Książki we Frankfurcie, ale za brak postępów i niegospodarność został odwołany. To zamknęło mu drogę do zostania ministrem kultury po rezygnacji Kazimierza Ujazdowskiego, choć nadal bryluje na salonach.

– Godzinami opowiada o możliwościach Pawła Grasia, którego był sejmowym asystentem albo o przelotnych uściskach dłoni z byłym premierem Donaldem Tuskiem. Twórcy śmieją się z jego megalomanii i pytają retorycznie, a co z twoich znajomości wynika dla nas? – pokpiwa W., jeden z wybitnych członków stowarzyszenia.

Szydercy boją się jednak zadzierać z prezesem. Dyrektor terenowego oddziału ZAiKS-u prawdopodobnie stracił pracę z powodu „działania na szkodę stowarzyszenia”, po tym jak dodał na Facebooku link do programu telewizyjnego z pracy drogówki, na którym policja zatrzymuje prezesa za brawurową jazdę. Ten straszy funkcjonariuszy 30 prawnikami, nie chce okazać dowodu, a na widok kamery, która rejestruje interwencję, żąda… wysokiej stawki za udział w filmie. Kończy się na mandacie 400 zł i ośmiu punktach karnych. Teraz przed sądem w Poznaniu były pracownik procesuje się z ZAiKS-em o odszkodowanie. – Zwolniony dyrektor zarabiał miesięcznie 30 tys. zł. Za ten cyrk zapłacimy my, twórcy – narzeka W.

Pieniądze to dyżurny temat w związku. Artyści upominają się o objęcie smartfonów i tabletów opłatą od czystych nośników. Do końca wyborów prezydenckich musieli milczeć, teraz dyskusja odżywa na nowo.

Opłata za odtwarzanie czy kopiowanie
Spór o czyste nośniki negatywnie nastawił konsumentów do artystów. ZAiKS żali się w imieniu twórców, że cyfryzacja i internet pozwalają na darmowe rozpowszechnianie muzyki, za które artystom należy się rekompensata. Do tej pory Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego obciążało nasze kieszenie opłatami za kopiowanie piosenek na taśmę magnetofonową, CD, w końcu pendrive’a. Ale dziś do konsumpcji mediów służą głównie smartfony i tablety, które nie są objęte opłatą reprograficzną. ZAiKS chce ją rozszerzyć na oba te urządzenia, lecz producenci sprzętu elektronicznego i użytkownicy usilnie przeciw temu protestują. Gra idzie o duże pieniądze.

Producenci i importerzy płacą co roku 27 mln zł z tytułu opłaty od czystych nośników. Pieniądze wpływają na konta dwunastu organizacji zbiorowego zarządzania prawami, m.in. fotografików (ZPAF), plastyków (ZPAP), naukowców (KOPIPOL) czy aktorów (ZASP). Z tej sumy prawie 9 mln zł tworzy pulę audio-video, która trafia do twórców, wykonawców i producentów (odpowiednio do ZAiKS-u, SAWP-u i ZPAV-u), z czego około 2 mln zostaje samemu ZAiKS-owi. Środki te zasilają kieszenie autorów tekstu i muzyki do piosenek na podstawie listy odtworzeń utworów w radiu i telewizji oraz ich popularności w sieci – decydują kliknięcia z You Tube’a oraz dane o ściąganych plikach.

Jeśli uda się przeforsować pomysł objęcia opłatą smartfonów i tabletów, odpowiednio półtora i dwuprocentową stawką od wartości kupowanego sprzętu, a dodatkowo na tę listę trafią telewizory (1 proc.) oraz zestawy kina domowego, komputery stacjonarne i przenośne (po 1,5 proc.), ZAiKS i pozostali inkasenci dostaną rocznie 300 mln zł. To są szacunki producentów sprzętu, zdaniem których pobieranie opłaty od tych urządzeń jest bezzasadne, choć wprowadziła je większość krajów UE.

– Opłata od czystych nośników jest ściągana za kopiowanie, a nie odtwarzanie piosenki, do czego służą smartfon i tablet. W dobie usług streamingowych każdy może mieć dostęp do nieskończonej niemal ilość filmów czy muzyki w internecie. To nie jest kopiowanie i nie następuje szkoda dla twórców – uważa Michał Kanownik, dyrektor Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego.

Producenci podpierają się ekspertyzą Politechniki Gdańskiej, która stwierdza, że chociaż istnieje możliwość przypisania smartfonom i tabletom funkcji kopiujących, ich przeznaczenie użytkowe jest inne niż skanerów i kserokopiarek, a o tym przeznaczeniu decyduje producent wprowadzający towar na rynek.

Innego zdania jest ZAiKS. – Gdyby smartfony służyły tylko do dzwonienia, producenci nie zaopatrywaliby ich w pamięć, pozwalającą ściągać i przechowywać muzykę czy zdjęcia, a następnie powielać do większego kręgu odbiorców – broni konieczności opłat zastępca dyrektora generalnego ZAiKS-u Krzysztof Szuster. Problem leży jednak nie w opłatach, tylko w ZAiKS-ie, który źle rozlicza się z twórcami.

Pałacowa samowolka
naTemat.pl dotarł do utajnionego sprawozdania z działalności komisji rewizyjnej ZAiKS-u w latach 2009-2013, która jest ciałem kontrolnym stowarzyszenia. Z raportu wynika, że związek sprzeniewierza pieniądze twórców. Na jaw wyszła głośna sprawa zakupu za 4,5 mln zł pałacu w Janowicach, który nie był konsultowany z komisją rewizyjną. A zgodnie z regulaminem działania komisji każda decyzja rozporządzania majątkiem ZAiKS-u powyżej miliona złotych, powinna być opiniowana przez gremium nadzorujące. W sprawozdaniu czytamy, że „był to zakup bez żadnej wstępnej analizy finansowej, bez własnej wyceny obiektu oraz bez biznesplanu”.

Raport został utajniony przed środowiskiem twórców przez prezesa Foglera, który w nadesłanym do nas mailu z wyjaśnieniami obwinia komisję o brak profesjonalizmu, tłumacząc tym jej odwołanie. Nie dodaje jednak, że komisja wnioskowała o nieprzyznanie absolutorium prezesowi i prezydium zarządu z uwagi na złamanie statutu ZAiKS-u oraz prawa o stowarzyszeniach.

Zakup pałacu pod dom pracy twórczej zbulwersował internet. W sieci powstała strona „Nie płacę za pałace” zainicjowana przez producentów sprzętu i fryzjera z Wałbrzycha, któremu w sporze z ZAiKS-em sąd przyznał rację, że celem wizyty w jego zakładzie nie jest słuchanie radia. Internetowa kampania nawołuje też do bojkotowania opłat od smartfonów i tabletów, bo nie jest jasne, na jakich zasadach zasilą później konta twórców.

Pałac w Janowicach wymaga kapitalnego remontu, który – według naszych źródeł – szacuje się na 25 mln zł. W środowisku zawrzało, że pieniądze wyrzucono w błoto, bo do wszystkich domów pracy twórczej ZAiKS ma dopłacać rocznie 8 mln zł, a aż 34 proc. z nich stoi pusta.

Janowice to tylko wierzchołek góry lodowej przepłaconych inwestycji. Za zorganizowany z wielką pompą jubileusz 95-lecia związku w Warszawie i Lusławicach zapłacono ponad 700 tys. zł, drukowanie darmowych kwartalników w kilkutysięcznym nakładzie z dużą ilością fotografii prezesa to koszt około 300 tys. zł rocznie, a remont hallu z przyległościami w Domu pod Królami w Warszawie, gdzie ma siedzibę związek, wyniósł dwa razy więcej niż wylicytowana na 170 tys. zł kwota przetargu. To są pieniądze, których nie obejrzeli twórcy, zmuszeni samodzielnie opłacać składki ZUS.

Raport zawiera więcej przykładów niegospodarności ZAiKS-u. MKiDN zapoznało się z treścią pisma, ale przymyka oko na bulwersujące wybryki.

Jak nie zarabiają twórcy
– Nie tworzę popowych piosenek, żyję skromnie. Gram koncerty, piszę do gazet i codziennie walczę o utrzymanie rodziny – żali się muzyk z długoletnim stażem.
– ZAiKS to ciocia z Ameryki, dla tych, których piosenki lubią grać radia. Rocznie dostajemy około 100 tys. zł, ale rekordziści zarabiają ponoć 2 mln zł – nie narzeka wokalista popularnego zespołu.

B., znany w środowisku kompozytor, dementuje te rewelacje: – Ścisła czołówka artystów może liczyć na pół miliona rocznych wpływów brutto, ale około 40 proc. od tej kwoty to obciążenia z tytułu podatków i kosztów uzyskania przychodów w ZAiKS-ie.

Ponad trzy czwarte zarejestrowanych twórców otrzymuje z ZAiKS-u sumy poniżej średniej krajowej, a z tego połowa nie osiąga nawet płacy minimalnej. Wielu nie stać na zapłacenie czynszu. Komisja rewizyjna w raporcie, którego fragmenty ujawnia naTemat postulowała wydzielenie z budżetu stowarzyszenia funduszu emerytalnego, dzięki któremu każdy artysta po 65. roku życia mógłby liczyć na gwarantowane świadczenia w wysokości około 1,6 tys. zł miesięcznie. Uchwała od dwóch lat nie może doczekać się realizacji.

ZAiKS działa jak bank, który inkasuje pieniądze należne twórcom, przechowuje je w sejfie i rozdziela na konta. Za te operacje nalicza średnio 17-procentową prowizję od pobranych kwot – są to tzw. koszty inkasa. Ale raport komisji rewizyjnej alarmuje, że wydatki na biuro ZAiKS-u pochłaniają aż 30,5 proc. Inne europejskie organizacje zbiorowego zarządzania żyją skromniej. Dla porównania niemiecka GEMA generuje koszty na poziomie 15,9 proc., a szwajcarska SUISA i francuska SCAM liczą za obsługę zaledwie 12 proc.

Przypadek ZAiKS-u przestaje dziwić, kiedy zwróci się uwagę na zarobki administracji i terenowych inspektorów, którzy ściągają tantiemy dla twórców od dyskotek, restauracji i fryzjerów. Przeciętna miesięczna pensja wynosi 13 tys. zł brutto, wliczając prowizję od skontrolowanego lokalu.

Wysokie honoraria pobiera też drużyna wodza – prezes, prezydium, nowa komisja rewizyjna i przewodniczący rady stowarzyszenia, mimo że status związku i prawo o stowarzyszeniach nakazuje im pracować społecznie. Władze ZAiKS-u zamiast rozliczać służbowe przejazdy i hotele, dostają zryczałtowany zwrot kosztów w postaci miesięcznego wynagrodzenia.

– W grudniu 2009 po wyborze nowych władz przeforsowano propozycję 10 tys. zł na rękę dla prezesa Foglera i po 5 tys. zł netto dla członków prezydium. Po kolejnych wyborach półtora roku temu, zwiększono prezesowi comiesięczny ryczałt 15 tys. zł netto, przyznając bonusowo jednorazowe 30 tys. zł., a w marcu wypłacono mu kolejną „piętnastkę”. Przez cały 2014 roku pan Fogler zarobił na czysto 210 tys. zł tytułem zwrotu fikcyjnych kosztów. Fikcyjnych, ponieważ zwrot przysługuje dojeżdżającym do pracy ponad 100 kilometrów z miejsca zamieszkania, a prezes podróżuje do Warszawy z pobliskiego Legionowa. Szokuje wysokość uznaniowo naliczanych zwrotów. W dodatku podatek od tej sumy zapłacił ZAiKS, bo to formalnie nie było wynagrodzenie – podkreśla B.

Jak to się ma do sytuacji materialnej twórców, którzy ledwo wiążą koniec z końcem? W całym 2013 roku w ramach zapomogi przeznaczono ledwie 7 tys. zł do podziału dla najmniej zamożnych. To połowa miesięcznych poborów szefa związku!

Prezes Folger nie widzi niczego niestosownego w swoich zarobkach. – Wysokość ryczałtu dla władz związku ustała cały zarząd, a nie prezes. Praca na rzecz twórców wymaga dyspozycyjności i zaangażowania, co ogranicza możliwość działalności gospodarczej czy etatowej – mówi szef ZAiKS-u, chociaż dodatkowo zarabia jako dziekan na Wydziale Sztuki Mediów warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Fundusz poparcia prezesa
Obecna władza rządzi już drugą kadencję i hojnie płaci za głosy elektoratu. W zamian za poparcie członków większości sekcji ZAiKS-u, które nie wykazują dla stowarzyszenia wielkiego zysku, wspiera ich macierzyste związki twórcze i przybudówki środkami z Funduszu Popierania Twórczości. – Z sum prawie 3 mln zł rocznie, tylko około jedną trzecią pieniędzy dostawali twórcy indywidualni w postaci 4 tys. zł stypendium, natomiast reszta zasilała konta różnych instytucji m.in. Akademii Sztuk Pięknych, Akademii im. Leona Koźmińskiego czy nawet… Związku Hodowców Drobiu Rasowego „Gallus”, który ma niewiele wspólnego z uprawieniem twórczości, choć inkasuje co roku około 20-30 tys. zł – wylicza F, artysta o wieloletnim doświadczeniu w branży.

– Środki te zostały przeznaczone na artystyczne działania warsztatowe przy wystawie w SGGW. W latach 2011-2013 przyznaliśmy ponad 10 mln zł na stypendia i dotacje – broni się prezes ZAiKS-u.

Strumień dotacji jest na tyle szeroki, że obejmuje nawet ogólnopolskie media. Według naszych informatorów ZAiKS przekazał 310 tys. zł na organizację gali tegorocznych Paszportów „Polityki”, a w tygodniku wykupił strony reklamowe pod artykuły zwalczające przeciwników wprowadzenia opłat od smartfonów i tabletów.

Największe kontrowersje budzi jednak zdeponowanie prawie połowy majątku stowarzyszenia, szacowanego na miliard złotych, na kontach Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych Opera i Skarbiec. Zachwiało to płynnością finansową związku, choć zakup jednostek obarczonych 20-procentowym ryzykiem obligacji korporacyjnych, księgowano jako zwroty z lokat, a nie inwestycje. W dodatku operacji dokonano bez wiedzy komisji rewizyjnej i uchwały zarządu, co jest sprzeczne ze statutem organizacji. Nadto ZAiKS zgodnie ze statutem nie może prowadzić działalności gospodarczej, bo walne zgromadzenie nie podjęło takiej uchwały.

Fotograf wśród muzyków
Wielu twórców ma wątpliwości, czy przedstawiciele sekcji niewymienianych w nazwie stowarzyszenia mogą reprezentować ZAiKS. Przed zmianą ustroju przyłączenie autorytetów z innych środowisk do grona autorów i kompozytorów zapobiegło upaństwowieniu związku. Ale czasy się zmieniły.

Każdy z członków musi podpisać zobowiązanie organizacyjne, potwierdzając że prawa do utworów, które powierza ZAiKS-owi pod ochronę są zgodne z zezwoleniami od MKiDN. Resort udzielił mu licencji na utwory słowne, muzyczne, słowno-muzyczne, choreograficzne i pantomimiczne. Fotografia, którą zawodowo zajmuje się prezes Fogler jest chroniona przez inną organizację, a mianowicie Związek Polskich Artystów Fotografików. – Powierzył więc prawa pod ochronę, na zarządzanie którymi ZAiKS nie ma zezwolenia, poświadczając nieprawdę. Z tego wynika, że nasz związek go nie reprezentuje – dedukuje F. Ale prezes powołuje się na wiekową tradycję jeszcze z czasów komuny, kiedy wybierano do władz stowarzyszenia osoby niezależne.

Sytuacja jest kuriozalna. Z 13 sekcji członkowskich tantiemy otrzymuje około połowy. Oprócz najliczniejszych sekcji B i D (twórców muzyki rozrywkowej i piosenek), pozwolenie ministra dla Zaiks obejmuje twórców związanych z dziełami audiowizualnymi i teatrem. Pozostali nie są uprawnieni do pobierania tantiem z Zaiksu (częściowo wskutek zaniedbań samego Zaiksu), jednak we władzach mają takie samo prawo głosu jak sekcje "repartycyjne". Wśród członków sekcji "repartycyjnych" także widoczne są różnice w podejściu, zależnie od charakteru i od tego, czy ktoś żyje z tantiem, czy z zasiadania we władzach. Sytuację tę po mistrzowsku wykorzystuje prezes Fogler, skłócając sekcje.

Ludzie, którzy są dyskryminowani lub słabi ekonomicznie, pójdą na lep obietnic każdego kolejnego prezesa. W efekcie po ZAIKS-ie krążą plotki, że niektórzy polscy autorzy, w tym tłumacze dialogów filmowych, są wynagradzani z puli pieniędzy zabieranych autorom zagranicznych przebojów, że ZAIKS woli płacić tłumaczom, gdyż w sekcji O jest 70 proc. wszystkich popleczników prezesa. Jest to oczywiście nieprawda, gdyż ZAIKS pobiera od każdego użytkowanika dzieł audiowizualnych procent od wpływów i ma obowiązek zaspokajać roszczenia w zakresie muzyki filmowej, scenariusza i dialogów (oryginalnych i tłumaczonych) oraz choreografii. Czyni to zresztą w przypadku tłumaczy filmowych od lat 1920, tak samo jak większość stowarzyszeń europejskich pobierających tantiemy za dzieła audiowizualne. Jednak skłóceni i niepewni przyszłości autorzy są łatwymi ofiarami takich osób jak Janusz Fogler.

Jednak bardzo poważne wątpliwości budzi tantiemizowanie tłumaczy dialogów filmowych. Podobnie jak w przypadku fotografików i artystów-plastyków, ZAiKS nie dostał ministerialnego zezwolenia na ich reprezentowanie.Nie wiadomo więc, na jakiej podstawie są wypłacane tantiemy z tego tytułu i skąd pochodzą.


To właśnie mało dochodowi członkowie pozostałych sekcji dzielą m.in. odsetki od lokat ZAiKS-u. W 2012 r. twórcom wypłacono nieco ponad połowę, a w 2013 r. ledwie około 45 proc. od sumy 80,5 mln zł. Od tego potrącono jeszcze koszty inkasa, podatek i kwoty na działalność społeczną. W poprzednich latach twórcy dostawali o wiele więcej. Komisja rewizyjna oprotestowała ten proceder, ponieważ ciężar utrzymania ZAiKS-u spada wyłącznie na tych, którzy zarabiają, choć korzystają wszyscy. Z raportu wynika, że odsetki przynależne twórcom idą na pokrycie niedoborów działalności biura.

– To bardzo potrzebna, nam artystom, instytucja, ale ona ciągnie za sobą garb przeszłości. Obecność we władzach dorobkiewiczów sprawia, że rozmiarowo i wagowo rak jest cięższy niż organizm, na którym się żywi – puentuje inny artysta scen polskich.

Więcej na: http://natemat.pl

Wróć